poniedziałek, 23 września 2013

The Ministry of Silly Walks



Zawsze z dystansem podchodzę do uroczystości,które są starciem dwóch kultur,dwóch języków,dwóch światów. Ten dystans wynika z prostej rzeczy,a mianowicie wszechogarniający globalizm. Różnice się zacierają,język nie stanowi już takiej bariery jak kiedyś a zwyczaje stają się zunifikowane jak cała Unia Europejska. Lecz tym razem się myliłem. 31.08.2013 - data jak najbardziej do zapamiętania zarówno przeze mnie jak i Maćka. Wczesna wizyta w domu Panny młodej i cierpliwe oczekiwanie na przyjazd wyspiaża Phila,który tego dnia miał poślubić Martynę- Polkę z krwi  i kości.
Punktualnie pod domem podjeżdża Austin 12 z 1936 roku. Byliśmy pod głębokim wrażeniem- czyli zaczęło się wyśmienicie :)


Austin podjechał pod dom,a Phil już  nie sam tylko w towarzystwie bardzo młodej damy,która później odegrała bardzo istotną rolę podczas samej uroczystości kościelnej, wysiadł dumnie z zabytkowego dyliżansu.


W błyskawicznym tempie spadającego meteorytu przebiegło błogosławieństwo w iście polskim stylu. Phil wraz z rodzicami zdali się na profesjonalizm rodziców Martyny i z uśmiechami na twarzach wzięli udział we wszystkim,co tego dnia w polskim domu robi sie podczas tak uroczystych chwil. Oczywiście nie obyło się bez krótkiego wprowadzenia w tajniki sztuki błogosławieństwa :)  Różnica językowa tutaj nie grała roli gdyż gesty wzięły górę nad słowami. Teraz na parę młodą czekał pięknie wystrojony kościół oraz goście,którzy po części też nie wiedzieli czego mogą się spodziewać po polskiej kulturze i tradycji. 




Nabożeństwo było naprawdę wzruszające i osobiste. W części przeprowadzone w dwóch językach co nam się strasznie spodobało i widać było,że rodzice Martyny biorą czynny udział w życiu kościoła w ich małej miejscowości. Nie obeszło się bez małych problemów technicznych, gdyż kościół do fotografowania jest w połowie cudowny a w połowie ciężki do współpracy. Okna tylko po jednej stronie dawały częścio we oświetlenie jednej strony,co utrudniało momentami poszukiwanie odpowiedniego światła do kompozycji,ale mistrzowie pomysłu i kreatywności w postaci Maćka i Rafał a dają radę w każdych warunkach. Nie bez kozery są kreatywni. Jeśli z dołu nie można to czasemz góry trzeba :)

Fotografowanie bez użycia dodatkowego źródła światła w postaci lampy błyskowej ma wady i zalety,ale trzeba przyznać,że zachowanie totalnej intymności tego dnia,zwłaszcza w kościele,nie może być okraszone fleszami. Dlatego też nasza filozofia reportażu ślubnego kryjące się pod przeświadczeniem,że trzeba być "like a fly on the wall" po raz kolejny się sprawdziła. 
We were hardly visible. We could even stop our hearts from pounding just for a very brief moment of their vows being made. And it was just to become like two gentle gusts of wind wandering among candles and flower posts. We were like a two-person-squad attacking simultaneously and retrieving in the right moment :) To cut a long story short - we were professionals :)






Ceremonia weselna to kwintesencja smaku i delikatnej nutki arystokratycznych zwyczajów w dobrym smaku. Oczywiście na pierwszy plan brytyjski zwyczaj "speecha" wziął górę i  mieliśmy możliwość wysłuchania kilku przemów weselnych,co powiem szczerze strasznie mi sie spodobało. Nadało to charakter dwu-kulturowego eventu oraz osobistego zaangażowania w ten dzień wielu osób. 


Sesja plenerowa pozwoliła nam przekonać się,że zarówno Phil jak i Martyna są osobami o dużym poczuciu humoru oraz dystansie do samych siebie. Udało nam się zgłębić tajniki historii kryjącej się za genezą spotkania Phila i Martyny,ale tego zdradzić nie możemy. Najzabawniejszym i najbardziej spontanicznym akcentem było przypadkowe spotkanie znajomych Phila i Martyny podczas sesji zdjęciowej na starówce w Gdańsku. Wzięli udział w jednym ujęciu i wyszło im to nawet lepiej niż członkom grupy Monty Python'a :) sami zobaczcie...





piątek, 22 marca 2013

WHITE MEN CAN'T JUMP

Czasami bardzo przyjemnie jest oderwać się od rutyny i zająć czymś zupełnie nie związanym z zarabianiem pięniędzy. Mówię tutaj o fotografii sportowej. 
Od kilku miesięcy próbujemy znaleźć z Maćkiem czas na reporterkę sportową. W 2012 roku poproszono nas o patronat fotograficzny nad poczynaniami piłkarek ręcznych ekstraklasy SAMBOR TCZEW. Niestety obowiązki zawodowe nie pozwalają nam na zajęcie się czymś tak pasjonującym,a zarazem wymagającym szybkości i refleksu, czyli fotografią sportową. Jednak tegoroczny dzień wiosny przyniósł mi nieoczekiwaną okazję na sprawdzenie się po raz kolejny w uchwyceniu emocji sportowych podczas szkolnych zawodów w siatkówce. ZSP 2 gościła 3 zespoły,które reprezentowały 3 sportowe pokolenia. Walka była niesamowita, emocje sięgały zenitu, a kibice podsycali atmosferę rywalizacji. Takiego napięcia nie powstydziłby się nawet Hitchcock. W swoich dziełach często przedstawia niewinne osoby wplątane w wir niezależnych od nich, niezrozumiałych wydarzeń. Tak właśnie się czułem tego dnia na boisku. Siatkówka jest dla mnie tak enigmatyczna jak wypowiedź jednego z przechodniów zapytanego o irytujące sytuacje dotyczące jego osoby. Dlatego zacytuję tu tego klasyka:
"Halucynacja, hemoglobina, dwutlenek węgla, taka sytuacja nie. 
Najczęsciej to chemia mnie interesuje. Nie podoba mi się."
A oto kilka zdjęć,które poczyniłem gdy wyrwałem się z objęć tego jakże enigmatycznego sportu... enjoy:)









 czasami presja była tak ogromna,że kibice nie wytrzymywali i oddawali się w objecia snu...:)










niedziela, 24 lutego 2013

Ekscentrycznie z Olą i Marcinem...


Postanowiliśmy dzielić się na bieżąco naszymi zdjęciami,dlatego włąśnie zdecydowaliśmy się na założenie BLOGA :) i oto jesteśmy- to tak w skrócie:) 
Pierwszy post poświęcamy ekscentrycznej parze z okolic Warmii i Mazur.
W rolach głównych Ola i Marcin. Na pewno zapamietamy na długo ten wyjątkowy dzień ze względu na niesamowitą atmosferę panującą od wczesnych godzin porannych aż po późne godziny nocne. 
Piękne światło w kościele na Kortowie urzekło nas od samego początku i już wiedzieliśmy,że ten dzień skończy się na pewno pozytywnie z mnóstwem niesamowitych ujęć i chwil zapamietanych na długo. Poniżej telegraficzny skrót,a może nawet tylko taka błyskawiczna zajawka tego,co było nam dane uwiecznić.
totalnie na chill out...

pięknie nam świeciło...:)


polecamy wszystkim tych Panów,czapki z głów...


ostatni pasażer Nostromo ...







to był moment,którego nie zapomnę,słońce wpadło dosłownie na 2 minuty,na czytanie... jakże wymowna chwila...